– Pójdź, najdroższa, na kolano – Prawię frazą wyszukaną – Nastał czas miłosnej kośby! – Coś ty! – Ona na to – Coś ty! (Jest w tym „coś ty” nutka wiotka, Co radośnie nie dowierza, Jakbym z domowego kotka W drapieżnego wyrósł zwierza). – Chodź, uniosę Cię daleko, W nieskończoność pod powieką, Gdzie nie dręczy świat nieznośny! – Coś ty! – Ona na to – Coś ty! (Jest w tym „coś ty” rękawiczka W twarz ciśnięta mojej jaźni I wyzwanie na policzkach: Nie obiecuj, bo się zbłaźnisz!) – Nie baw się figowym listkiem, Wszak intencje moje czyste, Serce szczere, cel niesprośny! – Coś ty! – Ona na to – Coś ty! (Jest w tym „coś ty” przyzwolenie, Co sugestią za nos wodzi, Że dążeniu i spełnieniu Sprośna szczypta nie zaszkodzi). – Lżej przez życia brnąć czeluście, Gdy rozprasza mroki uśmiech I przymierze żądz podniosłych! – Coś ty! – Ona na to – Coś ty! (Jest w tym „coś ty” wątek znany: Ufność błoga i beztroska. Dla latarni zakochanych Czeluść życia to błahostka!) Z drapieżnika znowu kotek Mówię wreszcie, syt miłości – Będzie z tego z dziesięć zwrotek; – Coś ty! – Ona na to – Coś ty! (Jest w tym „coś ty” zrozumienie Smaku, co zasycha w ustach, Pobłażliwość, smutku mgnienie I nieprzenikalność lustra). Ona śpi, a ja w rozpaczy: Jedno „coś ty” – tyle znaczy! Dożywocie niepewności! – Coś ty! – szepce śpiąca – Coś ty! Jacek Kaczmarski
Hide player controls
Hide resume playing